Translate

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wstęp

Noc była ciemna. Na zachmurzonym niebie migotało zaledwie kilka gwiazd. Z pomiędzy ciężkich burzowych chmur, przebłyskiwał czerwony rąbek Kortuliusa, jednego z dwóch księżycowych wędrowców, spoglądających każdej nocy na mieszkańców Korriny. Drugi z księżyców, Serrina, był całkowicie zasłonięty. Zaczął padać deszcz. Wiatr umilkł całkowicie.

-Doskonale. - pomyślał. Warunki były idealne. Przełączył tryb pracy Skoczka na magiczny i bezgłośnie wjechał w ciemną uliczkę na tyłach świątyni. Zsiadł z maszyny, odsunął stopkę i oparł na niej wehikuł.

Skoczek wyróżniał się wyglądem spośród innych pojazdów swojej klasy. Miał wysokie, szerokie koła pokryte oponą z utwardzonej skóry Munmaka. Przednie koło było wysunięte stosunkowo daleko do przodu, na widełkach stylizowanych na odnóża Arachnidy. Bak opleciony inkrustacją w kształcie pajęczej sieci, znajdował się nad potężnym parowym silnikiem. Serce śmigacza było potężne, pokryte przewodami z hartowanego szkła i mosiądzu, z pomiędzy których wystawały, tłoki, tłoczki i zawory. Dzięki najnowszym zdobyczom gnomiej techniologii mógł przejechać 100 staj na jednym baku wody i zbiorniku destylatu czarnej mazi. Natomiast dzięki staraniom adeptów z Czarnej Wieży mógł poruszać się bezszelestnie, używając magicznego napędu. Nie była to tania modyfikacja i odnalezienie specjalisty zajęło bardzo dużo czasu, ale opłaciło się. Co prawda w trybie cichym Skoczek poruszał się wolniej i zużywał bardzo drogie krwiste kamienie, jednak możliwość bezgłośnego przemieszczania się i brak pozostawiania śladów, były dla Mastafariego nieocenione. W trybie magicznym Skoczek unosił się w powietrzu na wysokość 5 cm, nie dotykając kołami podłoża. Wysoka, przedłużana kierownica kończyła się nad nisko osadzonym siodełkiem. Na błotniku tylnego koła przytroczone były kufry i sakwy, zaopatrzone w najnowsze, niemożliwe do otwarcia, gnomie zamki.

Mastafari wyjął ze stacyjki fantazyjnie wygięty kluczyk i odpiął nim podłużny futerał, przymocowany do śmigacza. Dezintegrator nie był typem człowieka, którego chciałoby się spotkać po zmroku, sam na sam. Miał nieco ponad 6 stóp wysokości, był szeroki w barach. Spod skórzanego stroju przebijały się węzły stalowych mięśni. Ubrany był na czarno w skórzane spodnie ze sznurowanymi po bokach nogawkami. Na nogach miał buty z wysokimi do kolan cholewami, ozdobione mosiężnymi guzami. Pod długim skórzanym płaszczem miał lnianą, barwioną koszulę. Dłonie zabezpieczone były, sięgającymi do połowy przedramienia, rękawicami. Po zewnętrznej stronie rękawic naszyte były ochronne płytki i guzy z Panzerrata. Nad prawym ramieniem wystawała rękojeści bułatowego miecza, schowanego pod płaszczem, nad lewym zaś znajdował się uchwyt małej automatycznej kuszy. Kark osłaniał wysoko postawiony kołnierz płaszcza, dół twarzy zasłaniała czarna, jedwabna chusta. Wizerunku dopełniał niski cylinder i okulary z okrągłymi ciemnozielonymi szkłami, zza których wyzierały zimne, bladoniebieskie oczy.

Brak komentarzy: